Przejdź do głównej zawartości

Kazimierz Świegocki Niepojęty logos znaczeń.Refleksje nad metafizycznymi momentami w wierszach Joanny Krupińskiej-Trzebiatowskiej /Agata Hrycyk

Kazimierz Świegocki
Niepojęty logos znaczeń.
Refleksje nad metafizycznymi momentami w wierszach Joanny Krupińskiej-Trzebiatowskiej

Joanna Krupińska-Trzebiatowska należy do tej generacji poetów, którzy zaczęli rozwijać swoje skrzydła mniej więcej wtedy, gdy kończyła swój żywot Polska Rzeczpospolita Ludowa, a zaczynała się Trzecia Rzeczpospolita.
Pośród debiutantów  tego pokolenia znaczącą część stanowiły osoby w wieku, który dla poetów uważany jest za wiek co najmniej średni, w każdym razie za w pełni dojrzały. Jest rzeczą godną uwagi, że niektóre z tych osób zaprezentowały już od pierwszego tomiku również dojrzałą, na miarę swojego talentu, poezję, tak jakby czas przed debiutem był okresem dyskretnego, lecz gruntownego ich terminowania.
Joanna Krupińska-Trzebiatowska nie tylko potwierdza faktyczność tego zjawiska, lecz zdaje się ją demonstrować w stopniu szczególnie wysokim. Dojrzałość jej poezji wyraża się przede wszystkim w bogactwie, powadze oraz intelektualnej i emocjonalnej głębi przenikających ją problemów. Są to problemy egzystencjalnie dotykające metafizyki bytu człowieka. I właśnie im poświęcone zostaną dalsze rozważania, które będziemy snuć w tym szkicu.
Od razu trzeba powiedzieć, że tak scharakteryzowana zawartość ideowa tego dzieła czyni je dość odosobnionym we współczesnej poezji, a nawet i w kulturze w ogólności, zwłaszcza jeśli przez współczesność rozumieć okres ostatniego ćwierćwiecza. Kultura współczesna bowiem w zasadzie stroni, i to często demonstracyjnie od problematyki metafizycznej i religijnej, a więc od fundamentalnych spraw ludzkiego losu, zajmując się tym, co ulotne, przemijające, a często także tym, co wręcz urojone, co nikogo nie wzrusza, a jedynie szokuje ostentacyjnym programowym bezsensem, zsyłaniem tradycyjnych, odwiecznych wartości w najlepszym wypadku na gilotynę ironii, a w najgorszym – bluźnierstwa.
Dla Joanny Krupińskiej-Trzebiatowskiej poezja jest sprawą poważną i należy, rzec by można, do porządku sakralnego rzeczywistości, tak jak i problemy, którymi ją obarcza poetka. Bo o nich można i trzeba powiedzieć, że choć wyrastają z doświadczenia rzeczywistości empiryczno-profanicznej, to ich kulminacyjne wrzenie egzystencjalne przywołuje sakralne wymiary świata i przenosi się tam, gdzie nie czas i przestrzeń panują nieodwołalnie i nie one wyznaczają ostateczne racje i warunki ludzkiego bycia, lecz coś, co je nieskończenie przerasta i unieważnia ich destrukcyjny dla człowieka bieg. Tym sposobem poetka wkracza po części w obszary religii, dość synkretycznie zresztą pojętej.
Poezja ta zatem ogarnia swoim słowem sprawy ogólnoludzkie i ponadczasowe. Jednakże jej egzystencjalna lektura odsłania to, że problemy, których dotyka i idee, które sugeruje, należą do kręgu trosk przede wszystkim współczesnego człowieka szukającego trwałego miejsca we wszechświecie i zagubionego sensu bytowania w nim.
Przejdźmy teraz do jej egzystencjalnej lektury. Na początek spójrzmy na miniaturkę poetycką otwierającą czwarty z kolei tomik poetki:
Tak jak kropla wody
łączy się z oceanem
tak każda myśl dąży
do zespolenia ze swym źródłem
(Poezje, s.5)
Brzmi owa miniaturka nie tylko jak aforyzm, lecz i jak motto do całego dzieła autorki, które wszak naznaczone jest trudem i pasją poszukiwania wiedzy absolutnej nazwanej tutaj „źródłem” myśli. Cała ta wypowiedź skrywa i zarazem sugeruje przekonanie, że myśl ludzka ma swoje źródło nie w samym człowieku, lecz poza nim. On jest tylko niejako przygodnym jej podmiotem, zaś podmiot ostateczny stanowiący jej źródło to rzeczywistość nieskończona, symbolizowana tutaj obrazem oceanu. Doskonałe zatem poznanie nie jest dla człowieka możliwe, gdyż jego myśl jest niczym kropla wobec oceanu. Aby znać prawdę wszechrzeczy trzeba być oceanem, czyli samą nieskończonością. Akt poznania wtedy nie byłby niczym innym jak aktem samopoznania absolutu, owego „oceanu”.
Już ten maleńki wiersz wprowadza nas w tajemniczy świat metafizycznej poezji pani Joanny. Pokazuje podstawową relację człowieka do absolutu w aspekcie poznawczym. Cechuje ją pewna dwuznaczność, bo z jednej strony człowiek jest tylko kroplą oceanu, a więc czymś nadzwyczaj znikomym, z drugiej strony jednak ta kropla, to „prawie nic” ma wszczepioną w swój byt nieprzepartą potrzebę dążenia do połączenia się ze swym źródłem. Mowa tu wprawdzie o dążeniu poznawczym, lecz z powodzeniem możemy je rozciągnąć również na dążenie w sensie ontologicznym. A wtedy w miejsce „myśli” podstawimy „byt” (jednostki ludzkiej), zaś w miejsce „źródła” – „Byt” (absolut). Człowiek i byt szukający prawdy absolutnej, to ten sam człowiek, który dąży do Bytu, w nim mając nadzieję ocalenia i ostatecznego spełnienia, nadzieję prawdziwego istnienia. Bo to istnienie, które jest nam tu i teraz dane, wzbudza tylko niekończące się poczucie ontologicznego niedosytu i jakiejś kosmiczno-moralnej krzywdy. W wielu wierszach znajdujemy potwierdzenie takiego rozumienia poetycko-filozoficznej intuicji autorki. Czytajmy dalej:
Szukam bram poza moją czasoprzestrzenią
w inną rzeczywistość oddzieloną srebrną falą
w której wszystko istnieje
nie posiadając długości szerokości i wysokości
i jest odwieczne

brama prowadzi przez czas
poprzez nieskończoną ilość światów
do Absolutu
(Poezje, s. 12)
Dopiero tam, gdzie ustaje czas, zaczyna się prawdziwe istnienie i prawdziwe szczęście, które może polegać na mistycznym słuchaniu odwiecznej muzyki, czyli muzyki nie trwającej w czasie, lecz w bezczasie – muzyki symbolizującej najczystsze piękno duchowego świata usytuowanego poza światem empirycznym, świata więc transcendentnego:
Są takie miejsca w których prawda
bywa objawiona
ścieżki ku nim tak strome
jakby prowadziły wprost do nieba bram
gdzie wiatr bez skrzydeł daje ci ulecieć
byś choć na chwilę mógł opuścić
swą ziemską powłokę
i zanurzyć się w odwiecznej
muzyce
(Poezje, s. 17)
Ów szczęśliwy transcendentny świat, właśnie dlatego że jest transcendentny, nie może być osiągalny dla istoty należącej do świata empirycznego. Więc owej istocie pozostaje tylko bezbrzeżna do niego tęsknota, która rodzi utkane z marzeń i wyobrażeń rozliczne wizje wyrażone w mowie poezji przybierającej niekiedy postać, która by mogła stanowić fragment jakiejś modlitwy, gdyby była skierowana wprost do bóstwa. Lecz nasza poetka raczej unika takich bezpośrednich odniesień do Boga. Mówi często o Nim, lecz nie do Niego. Samo słowo „Bóg” zresztą pojawia się u niej niezbyt często jak na poezję penetrującą obszary myślenia eschatologicznego. Częściej tu pada słowo „Absolut” i jego synonimy, które oczywiście są jednocześnie przybliżonymi synonimami „Boga”. Może to mieć częściowy związek ze wspomnianą synkretycznością jej religijnej świadomości. Czytamy więc o tym, że pragnie i tęskni do Transcendencji, lecz to pragnienie i ta tęsknota przedstawiana jest nie jako element wiary w zbawczą wolę owej Transcendencji, lecz raczej jako strukturalny, niezmienny stan duchowy, który choć dolegliwy, musi trwać niejako na zawsze, jako że, przynajmniej w „tym” życiu, nie ma dla niego ukojenia. Do prawdziwej Transcendencji nie ma prostej i pewnej drogi. Zdaje się prowadzić do Niej słowo poezji, ale ono w istocie wyraża tylko wolę pragnącego i jakiś owej Transcendencji intuicyjny sens. Człowiek skazany jest tylko na słowa i ich znaczenia, które w tym wypadku nie niosą czystej prawdy, lecz jedynie ją sugerują, zachęcając do wiary i dając niejasną nadzieję. Możemy więc przeczytać u poetki np. takie życzenia:

bym słyszeć mogła to co niesłyszalne
dźwięki tak słodkie jak aniołów lutnie
bym marzyć mogła w ogrodzie niebiańskim
a płakać nad Styksem
(Poezje, s. 8-9)
lub taką konstatację egzystencjalno-epistemiczną:
czuję się jak ślepiec co stoi tuż obok
a nie może dotknąć
lecz wszystkimi zmysły wyczuwa obecność

myślą spotyka się z jaźnią niepojętą
sercem z sercem
do którego prowadzi miłość
która wzbiera niczym wielka rzeka
po spotkaniu z Absolutem
i otwiera drzwi
(Poezje, s. 24)
Pesymistyczna ocena racjonalnego poznania rzeczy najważniejszych, czyli ostatecznych, eschatologicznych wyraża się w sugestii, że tylko własnym sercem człowiek może poznać serce wszechrzeczy („jaźni niepojętej”). Ponad naturalnym rozumem sytuuje się zatem miłość i tylko ona otwiera drzwi do Absolutu. Ten zaś stanowi kres wszelkich aspiracji człowieka – poznawczych i ontologicznych. Znamienne, że to nie Bóg jest tu przedmiotem ontologicznej tęsknoty, lecz Absolut. Bóg najwidoczniej budzi jakieś wątpliwości u poetki. (Jak to zobaczymy dalej, będą to wątpliwości natury moralnej). Nie budzi natomiast wątpliwości to, co w buddyzmie zostało nazwane nirwaną. Poetka pisze ją z dużej litery i określa jako „krainę wiecznej szczęśliwości/ w której ludzie rodzą się/ z kwiatów lotosu” (Rzeczywiste i Nierzeczywiste, s. 10). Nirwana nie ma charakteru ściśle ontologicznego ani nawet religijnego, jest raczej domniemanym i upragnionym stanem ludzkiego bycia niż bytu. Może najlepiej oddaje jej charakter ten oto fragment, w którym wprawdzie samo to słowo nie pada, a zarysowany jest tylko ów stan tak, jak się jawi niespokojnej, wciąż poszukującej adekwatnego wyrazu wyobraźni poetyckiej:
W niebie Syjama
nie jest ciemno
Choć nie ma tam
ani słońca
ani księżyca
światło emitują bogowie
w ciągu dnia
którego czas mierzony jest
otwieraniem się
i zamykaniem
kwiatu lotosu
(Rzeczywiste i Nierzeczywiste, s. 12)
Jest to świat, w którym nie ma cierpienia, bo nie ma w nim rzeczy realnych (słońca, księżyca) i nie ma realnego (prawdziwego) czasu, który jest niepowtarzalną zmianą i przemianą rzeczy, zaś ten, który przywołuje poetka w wierszu, jest niekończącym się powtarzaniem się tego samego. To czas odnawialny, łagodny, więc czas mityczny.
Problematyka czasu jest istotnym, a w pewnym sensie nawet centralnym składnikiem metafizyczno-egzystencjalnej panoramy myśli poetki. Czas symbolizuje nędzę ludzkiego istnienia, jego przemijanie, a więc znikomość. Ale czas może też symbolizować drogę do bezczasu czyli wieczności. A dzieje się to wówczas, gdy „przeszłość i przyszłość stanowią jedno” (Poezje, s. 15). Motyw tak rozumianej wieczności pojawia się w tej poezji często, przyjmując różne obrazy i formuły. Jedną z nich jest właśnie Nirwana, „kraina ostatecznej szczęśliwości”. Widzieliśmy też poetycki obraz wieczności przedstawiający ją jako „odwieczną muzykę”, jako to, co niesłyszalne w normalnym zmysłowym porządku, a jedynie w porządku nadzmysłowym, pośród jakiegoś „ogrodu niebiańskiego”. Owa rzeczywistość pozaczasowa zawsze u poetki przedstawia się w barwach świetlistych, łagodnych i ciepłych symbolizujących istnienie czyste, bezwarunkowe. Nie ma tu mowy o jakiejkolwiek  eschatologicznej dualności, jakimś podziale na wieczną szczęśliwość i wieczne potępienie, jak to przedstawia tradycja wiary chrześcijańskiej. „Tamten świat” jest jednoznacznie dobry, tak jak „ten świat” niedwuznacznie zły.
Jeśli mówić, że człowiek jest zawieszony między dobrem a złem, to można to pojmować w kategoriach moralnych lub w kategoriach ontologicznych . Poetka wybiera niemal wyłącznie te ostatnie. Jej człowiek nie jest uwikłany w problemy, czy dylematy wolności związane z sytuacjami wolnego wyboru jako istota obdarowana wolną wolą, a zatem nie ma tu również mowy o odpowiedzialności przed nadziemskim Trybunałem. Finał losu człowieka nie od niego zależy, nie spełnia się bowiem w obszarze jego wolności, gdyż naprawdę taka wolność, która by mogła konstytuować jego byt, nie jest jego udziałem. Człowiek został skazany na bytowanie w „tym świecie”, który jest miejscem egzystencjalnej udręki. Ale jest on zarazem obarczony świadomością innego świata, doskonale szczęśliwego, do którego kieruje się jego wola i nachyla cały byt, a który jawi mu się jako sfera dostępna jedynie w marzeniu i w konstruującej myśli, lecz nie jako ostatni etap swego istnienia. Jest to świat teoretycznie możliwy i intuicyjnie wyczuwalny, lecz dla człowieka tu i teraz realnie niedostępny. Stąd też egzystencja ludzka rozpościera się między tym, co realne, a tym co idealne lub jeszcze inaczej: między marzeniem o idealnej rzeczywistości, a samą tą rzeczywistością. Taka sytuacja podobna jest do jakiegoś niezrozumiałego snu, z którego trudno się wywikłać i uzyskać jasny obraz prawdy. Oto dramatyczne obrazy beznadziejnego jej poszukiwania:
Szukam bram
Ocean burzy się
Nieprzenikniona tajemnica
Pozostaje pośród głębin
(W jedną stronę bez prawa powrotu, s. 28)
U schyłku dnia odkryłam
że wszystko w mym życiu
było snem i ułudą
pogonią za szczęśliwą chwilą
(Rzeczywiste i Nierzeczywiste, s. 71)
W tej sytuacji naturalne jest pytanie o tożsamość:
Obudzona ze snu pytam
o własną tożsamość
(Poezje, s. 73)
Lecz jakkolwiek by na nie odpowiedzieć, to żadna odpowiedź nie daje ontologicznego pocieszenia. Oto przykłady:
To sen tylko
Proszę uwierz miły
Weszliśmy razem w ciasny krąg ułudy
Wokół tylko majaki i zwidy
Fantomy wyobraźni
(W jedną stronę…, s. 15)
Zawieszona w próżni
(…)
niepewna czy jeszcze żyję
czy też już umarłam
stoję przed obliczem Pana Jamy
pytając
jestem czy mnie nie ma
(Rzeczywiste i…, s. 72)
Ten ostatni fragment nawiązuje do znanej tradycji filozoficznej zarówno Wschodu jak i Zachodu. Jeśli mówić o tradycji zachodniej, to można przywołać znany przykład o wątpieniu w prawdziwość wszystkiego, o czym mówią nam zmysły i rozum z Kartezjuszowych Medytacji. Lecz wątpienie Kartezjusza, choć podważało nawet pewność własnego istnienia, było tylko metodyczne i miało w ostateczności doprowadzić do poznania prawdy, którą na co dzień uznajemy mocą intuicji istnienia wszystkiego, co jawi się jako realne, czego dowodzić specjalnym rozumowaniem nie trzeba. Wątpienie Kartezjusza nawiązywało do starożytnego sceptycyzmu, a miało prowadzić nie do jego potwierdzenia, lecz zaprzeczenia i obalenia go raz na zawsze. Nasza poetka jednak o stan swojego bytu i jego realności nie pyta rozumu filozoficznego, lecz bóstwo – „Pana Jamę”, boga śmierci uważanego również za „Sędziego zmarłych” w hinduizmie. Stawia więc nie ściśle filozoficzne pytanie epistemologiczno-ontologiczne, lecz psychologiczno-egzystencjalne o wymiarze religijnym, tak jakby przekonana była, że tajemnica jej istnienia znajduje się w umyśle bóstwa, a nie w mocy jej własnego umysłu, czy jakiejkolwiek ludzkiej władzy poznawczej.
Wątpliwości, co do istnienia bądź nieistnienia samego siebie, a ściślej biorąc wątpliwości co do charakteru tego istnienia – czy, mianowicie, jest ono mocne i prawdziwe, czyli takie, jakie nam się zwyczajnie wydaje, czy też tak słabej konsystencji bytowej jak sen, jak iluzja – wątpliwości te są częścią tych, które dotyczą istnienia wszystkiego, co się człowiekowi jawi i tworzy jego wewnętrzny, a także zewnętrzny świat. Bo oto czytamy w innym miejscu, nawiązującym – jak i w poprzednim – do religijnych wierzeń i filozoficznych mitów indyjskich, o tym jak wygląda cały wszechświat, że mianowicie obrócony jest do nas nie od strony swej istotnej prawdy, lecz w przebraniu monumentalnej ułudy:
Pani Maja
matka wszystkich Buddów
tych którzy byli
i tych których dopiero narodzi
z woli obracającego kołem Króla
krąży po wszechświecie
pomiędzy niebami
jak sen
jak wielka iluzja
(Rzeczywiste i Nierzeczywiste, s. 11)
W takiej sytuacji zatem nie może dziwić quasi-deliberatywne pytanie pełne zarówno poetyckiej urody jak i poznawczego zdumienia:

czy ja istnieję
czy też jestem jedynie obłokiem światła
wyemanowanym przez Boga
i odbitym w przejrzystym powietrzu
albo w twoich oczach
(Rzeczywiste i Nierzeczywiste, s. 13)
Ostatni  wers perspektywę ściśle ontologiczną wzbogaca refleksem antropologicznym. Jeśli go rozumieć jako moment erotyczny, choćby w platońskim rozumieniu wypowiedzi poetyckiej, to trudno byłoby znaleźć w poezji, zwłaszcza współczesnej, tak głęboki filozoficzny kontekst, w jakim on tu występuje – istnieję o tyle, o ile mnie postrzegasz. Tego zapewne nie powstydziłby się i chyba nie wyparł George Berkeley.
Wiele utworów Krupińskiej-Trzebiatowskiej przenika niepokojące, czy wręcz dramatyczne pytanie nie tylko o tożsamość samej siebie, lecz i całego świata. Oto pytanie o tożsamość świata:
 Zanurzam dłonie
w jeziorze bogów Birlet el Karoumm
by zaczerpnąć wody życia

srebrne lustro oddziela dwa światy
lecz na próżno usiłuję zgadnąć
który z nich jest rzeczywisty
(Poezje, s. 64)
A oto znowu motyw wschodni, buddyjski, po który sięga poetka, aby wyrazić niepokój istnienia i pragnienie poznania samego siebie pośród świata, który jawi się jako coś ukrytego i nieprzyjaznego:
Płynąc nocą
przez ocean Sansary
poprzez bezkres czarnych wzburzonych fal
niepewna czy kiedykolwiek zobaczę brzeg
i odnajdę ścieżkę prowadzącą do oświecenia
(Rzeczywiste i Nierzeczywiste, s. 19)
Po wielkich pytaniach o tożsamość siebie samej i świata następuje próba odnalezienia siebie w świecie, czyli próba pozytywnej odpowiedzi na pytanie:
kim jestem
dokąd zdążam
i kim się przez to staję
(Poezje, s. 3)
Czytamy w wielu wierszach, że człowiek osiąga pełnię swego bytu, gdy jego dusza stopi się z duszą wszechświata. Oto pełniejsza poetycko-filozoficzna wypowiedź na ten temat:
Jeżeli chcesz dostąpić przebudzenia
rozpocznij wędrówkę
do źródeł rzeki życia (…)
aż wreszcie sam staniesz się rzeką
a dusza twoja stopi się
z duszą wszechświata
Ta panteistyczna deklaracja, którą już wcześniej zauważyliśmy w związku z koncepcją poznania przez miłość, powtarza się w różnych wariantach, np.:
W nieskończonej przestrzeni wszechświata
osiągam stan zespolenia z naturą
staję się częścią ziemi
i częścią nieba
a wszystko wokoło wydaje mi się
tak iluzoryczne jak słońce i księżyc
odbite w milionach jezior i rzek
(Rzeczywiste i Nierzeczywiste, s. 9)
Rzeczywistość naturalna póki jest nam dana w zmysłowym oglądzie, budzi poczucie złudy, czegoś ulotnego tak bardzo, że trudno temu przyznać stan prawdziwego istnienia. Ale jest tak nie tylko dlatego, że przedmiot naszego poznania – świat natury, zmysłowa rzeczywistość nie stanowi prawdziwego bytu, lecz również dlatego, że nasze władze poznawcze, szczególnie zmysłowa ich część, nie chwytają jej istoty, nie są więc w stanie dotrzeć do prawdy. Aby poznać prawdę rzeczywistości, trzeba się z rzeczywistością bytowo połączyć, tak aby akt poznania stał się zarazem aktem ontologicznej przemiany i stanowienia. Wtedy też zniknąłby dramat dualizmu świadomości i bytu (materialnego) a wraz z nim równie dramatyczne pytanie o tożsamość świata i, przede wszystkim, samego siebie. Takie myśli mogą nasuwać niektóre wypowiedzi poetyckie o wyraźnie panteistycznej tonacji, jak choćby ta oto:
przytul twarz do drzewa
a ono opowie ci historię wszechświata
wsłuchaj się w śpiew wiatru
uniesie cię w górę
byś jak ptak wolny przemierzał przestworza
(Poezje, s. ????)
Słowem, aby stać się wolnym – w najszerszym tego słowa znaczeniu, czyli niepodlegającym uciążliwościom materialnych praw świata natury, trzeba się poddać tym prawom, pogodzić się z nimi, uznać je za swoje i tym samym stać się niejako jednym z żywiołów konstytuujących ten świat, być jednym z nieskończonych głosów tworzących symfonię wszechświata. Przytoczony wyżej fragment, choć nasuwa ideę panteistyczną, to wymowa jego jest bardziej krzepiąca niż klasycznej idei panteizmu, że wolność to uświadomiona konieczność. Tutaj wolność człowieka, a więc jego upragniony stan bytu, skojarzona została z radością żywiołów przyrody – dobrocią drzewa, śpiewem wiatru, lotem ptaka. Fragment ten mówi o transcendowaniu świata pozorów w kierunku samej esencji wszechświata, gdzie czeka nas wolność. W innym zaś fragmencie spotykamy sytuację, w której rzeczywistość transcendentna zstępuje do świata widzialnego. Mamy tu wizję teofanii, której znów istotnym elementem jest wolność – tym razem nie zdobywana aktem człowieka, jego rozmyślnym wysiłkiem, lecz darowana jemu i światu w akcie łaski siłą Niewidzialnego:
i zdawać by się mogło że ziemia i niebo
jak para kochanków
trwają w miłosnym uścisku
za sprawą Niewidzialnego który nagle
unicestwił horyzont
rozsunął zasłony
uciszył wiatr
i ku nam spłynął
(Poezje, s. 77)
Była już mowa wcześniej o tym, że największym i najgroźniejszym wrogiem wolności człowieka i ograniczeniem jego bytu jest czas. Następujący fragment można potraktować jako dopełnienie powyższej teofanicznej wizji i przejście do wizji niemal uszczęśliwiającej, ukazującej zniszczenie czasu:

po niebie krąży wielki ptak
skrzydłami przesłaniając słońce
i wstrzymując upływ czasu
(Poezje, s. 72)
Symbolicznym przedstawieniem ontologicznie rozumianej wolności może być obraz kosmicznego tańca, w którym człowiek brata się z dynamicznymi żywiołami nieba i ziemi, dzieląc ich szczęśliwy los:
Zatańczmy
prosi mnie do tańca
wiatr
on w czarnym fraku
ja w błękitnej sukni
w zawrotnym tempie
pędzimy po lustrzanej sali
w księżycowym blasku
pośród niemych cieni
(…)
tańczę
boso z motylem na dłoni
(…)
i nocą
ciemną bez gwiazd
wysoko na szczytach skał
tańczę lecz nie wiem z kim
ostatni raz
(Poezje, s. 84)
Ten niezwykły wiersz może przywodzić na pamięć znany utwór Tadeusza Micińskiego Migocą złote pomarańcze. I w jednym i w drugim mamy przed oczami taniec pośród mistycyzmem nacechowanych tworów poetyckiej wyobraźni. Mistyka Micińskiego jest mroczna i programowo wzbudzająca dreszcz fascynacji i lęku, zauroczenia i przerażenia jakimiś satanicznym błyskaniem pośród ciemności w ciasnej przestrzeni. Mistyka Krupińskiej-Trzebiatowskiej wprost przeciwnie – przejawia się jakby w rozwieraniu granic przestrzeni i czasu, w zanurzaniu się w jasności żywiołów świata, w zniewalaniu i podporządkowywaniu ich sobie poprzez przyjęcie reguł ich bytowania za swoje, a tym samym stawanie się jednym z nich. W ten sposób nie tylko nie utraca swojego bytu, lecz go właśnie w ten sposób przekracza w mocy istnienia. Taniec u Krupińskiej zdaje się nie wynikać, jak u Micińskiego, z uwodzącej i zniewalającej mocy tajemnicy, ani jej nie demonstruje, lecz – wprost przeciwnie – jest wyrazem intencjonalnej mocy człowieka przełamującego wszelkie kosmiczne zniewolenia czy determinacje i transcendującego samego siebie poza wszelkie naturalne byty w kierunku czystej wolności, która znamionuje „krainę czystego szczęścia”. Ma więc ów taniec posmak procesu przemiany, jakby metanoi o charakterze ontologicznym. Lecz jest to taniec jedynie intencjonalny, dziejący się w wyobraźni, która nieoczekiwanie odsłania tańczącej perspektywę ostateczności, końca. Jest to taniec „ostatni raz”. I tym minorowym akordem wiersz znów zbliża się do aury wiersza Micińskiego.
Jednak inne wiersze wyrażają radość ze wzbogaconego panteistycznie istnienia:
i nawet nie próbuję się żalić że jak biały żagiel
zagubiony pośród oceanu podążam przez życie
skoro trzyma mnie w ramionach wiatr
i tańczy ze mną walca w królestwie jabłoni
(Poezje, s. 30)
czyjeś ręce pochwyciły mnie w objęcia
i oboje unosimy się w tańcu
ponad ziemią
nade mną i pode mną
księżyc i gwiazdy
ocean przestworzy
(…)
uwolniona z pragnień
uwolniona z marzeń
w zespoleniu z wszechświatem
odzyskuję siły
wiarę aby przeżyć
(Poezje, s. 26)
Motyw tańca u naszej poetki wiąże się wprawdzie z wyzwalającą wizją wolności, ale też nie bez pewnej dozy autoironii. W jednym z najlepszych swoich wierszy przedstawia go jako wybuch eschatologicznego szczęścia, niestety zakończonego przebudzeniem. Szczęście to było tylko snem. A polegało na poznaniu prawdy o wszechświecie i bycia z tą prawdą niejako „twarzą w twarz”, a także na doświadczeniu wieczności, czyli bezczasu:
w mieście Ise w którym nigdy nie byłam
stanęłam twarzą w twarz z prawdą o wszechświecie
uniesiona wiatrem
obleczona w poświatę merkawy
tańczyłam z bogami
podczas igrzysk wenusjańskiej nocy
a czas płynął bez początku i końca
a noc stawała się wiecznością

budząc się nie trzymałam już w dłoni
metalowego zwierciadła
a królowa Amaterasu oddaliła się
w nieskończoność na rydwanie słońca
(Rzeczywiste i Nierzeczywiste, s. 69)
Poznanie ostatecznej prawdy możliwe jest tylko we śnie, który jednak zgodnie ze swoją naturą znika wraz z prawdą swego bycia.
Zatrzymajmy teraz uwagę nad wyrazistą motywiką tego świata, do którego należy „królestwo jabłoni” – świata „nie z tego świata”, czyli rzeczywistości eschatologicznej. U naszej poetki została ona wyrażona na dwa sposoby. Jeden prowadzi bezpośrednio do filozoficznego ujęcia natury tej rzeczywistości, drugi natomiast przedstawia ją w poetyckich obrazach i symbolach, często zmieszanych z pojęciami należącymi do refleksji i języka filozoficznego oraz religijnego. Kardynalnym pojęciem określającym istotę rzeczywistości eschatologicznej i transcendentnej jest pojęcie Absolutu. Słowo to pisane niemal bez wyjątku z dużej litery, występuje w tej poezji częściej niż słowo „Bóg” i nie posiada jednoznacznie religijnej, jak to ostatnie, konotacji. Tym, co najcelniej oddaje jego znaczenie, jest myśl o jego bezczasowości. W nim „teraźniejszość, przeszłość i przyszłość łączą się w jedno” (Poezje, s. 83). Jeśli jest on przedmiotem poetyckiej refleksji w obszarze problematyki egzystencjalnej, to jedynie jako przeciwieństwo tego, co najbardziej groźne dla człowieka, najbardziej go unieszczęśliwiające – czasu. Jeśli stanowi przedmiot westchnień strudzonego swym losem człowieka, to jako rzeczywistość, gdzie nie ma czasu, a więc i cierpienia, jakie on przynosi. Jest to zatem pojęcie, które w języku ściślej poetyckim znaczy tyle np. co przywoływana już wcześniej „kraina wiecznej szczęśliwości”. I dopiero tak przełożone na język poezji nabiera religijnego znaczenia, gdyż wskazuje na pozytywny aspekt ludzkiego z nim obcowania, a nie jedynie na negatywny, jak w przypadku, gdy pojmowany jest jako bezczas, czyli to, co uwalnia nas od czasu i niesionych przezeń dolegliwości istnienia. W tym ostatnim przypadku bowiem osiąga się go już w momencie śmierci kończącej udrękę życia i przenoszącej nas do nicości. Bo nicość człowieka może oznaczać zatracenie w Absolucie, czyli absolutny koniec wszystkiego, co składa się na ziemski, materialny byt człowieka.
Poezja Krupińskiej-Trzebiatowskiej nosi niektóre znamiona poezji religijnej, jak to słusznie zasugerował Wit Jaworski w posłowiu do jej tomiku Rzeczywiste i Nierzeczywiste* Istotę filozofii stanowi pragnienie poznania natury rzeczywistości, istotę zaś religii pragnienie i dążenie do zbawienia. Oba te motywy są w tej poezji obecne. Przeważa jednak motyw zbawienia. Jest tu on ściśle związany z wyobrażeniami świata nadprzyrodzonego, w którym miałby się dopełnić byt człowieka. Wizje eschatologicznie nacechowane zazwyczaj wiążą się jednak z obrazami życia w świecie realnym. Ten zaś będąc padołem łez i niezrozumiałego cierpienia rodzi bunt przeciwko Stwórcy, a ściślej przeciwko Jego woli, która okazała się tak niefortunna dla człowieka. W tym punkcie rodzi się dramatyczne, by nie powiedzieć wręcz tragiczne pytanie: Dlaczego zło? Odwieczne niemal to pytanie znane w naszej cywilizacji co najmniej od czasów Gilgamesza i Księgi Rodzaju, a później Księgi Hioba i Koheleta oraz tragików greckich, zdaje się naszą poetkę zajmować bardziej w wersji Hioba i Koheleta niż w wersjach pozostałych. Bardziej też niż Księga Rodzaju obciążająca odpowiedzialnością za zło człowieka, a nie Stwórcę, poetkę przekonują religijne koncepcje Wschodu. Pociąga ją wiara w reinkarnację zarówno jak i myśl o nirwanie. Pociąga ją również wschodnia metafizyka uznająca świat widzialny za złudzenie poznającej zmysłami naszej duszy. O tym jednak pisaliśmy wyżej.
Teraz spróbujmy przyjrzeć się obrazom, w których poezja wspiera i wyręcza myśl teologiczną i filozoficzną odniesioną do rzeczywistości transcendentnej i nadprzyrodzonej z jednej strony i do kondycji człowieka wychylającego swoje jestestwo do nich – z drugiej. A zatem zadajmy za poetką pytanie: „Kim jestem, dokąd zdążam i kim się przez to staję?” (por. Poezje, s. 7), a w wersji uogólnionej: kim jest człowiek i jakie jest jego przeznaczenie?
I oto czytamy:

cudem ocaleni
błądzą pomiędzy gwiazdami
w poszukiwaniu nowej ziemi
i nowego nieba
z nadzieją
że otworzą się przed nimi na nowo
bramy Edenu
(Rzeczywiste i Nierzeczywiste, s. 60)
Można w tym miejscu zapytać, czy ewidentne tutaj nawiązania do Apokalipsy, która obwieszcza eschatologiczną nadzieję na „nową ziemię” i na „nowe niebo”, jest zarazem przyjęciem tejże nadziei, czy tylko poetyckim obrazem błądzenia ludzkości ratującej sens swego losu w rozpaczliwej próbie wiary i nadziei „pomimo braku nadziei”? W każdym razie nie ulega wątpliwości, że błądzenie w poszukiwaniu „nowej ziemi” i „nowego nieba” oznacza tutaj pełną dezaprobatę dla „tej ziemi” i „tego nieba”, które ludziom jest dane tu i teraz, i w całej historii. Wszak szczęśliwi nie poszukują szczęścia, nie żywią nadziei na nie, bowiem je posiadają. Szukają go tylko nieszczęśliwi.
Ważnym wyznacznikiem przekleństwa losu człowieka jest jego niewiedza o istocie rzeczywistości, w której dane mu jest ów los wypełniać trudem swego istnienia.
Przytoczmy raz jeszcze taki fragment:
na poły świadoma czego szukam
w tym i w tamtym świecie
jak ślepiec błądząc z opaską na oczach
gdy o krok będąc od rzeczy szukanej
nie mogę jej znaleźć
bo nie mogę dotknąć
(Poezje, s. 80)
A oto inny zawierający analogiczną myśl:
zmierzał ku prawdzie
drogą przez zieloną równinę
(…)
upadał ze znużenia
i o świcie powstawał by iść dalej
(…)
wszystkich pytał gdzie została ukryta
szeptała o niej woda w strumykach
liście i wiatr śpiewały
lecz on szedł i szedł i był coraz dalej
a kiedy u kresu sił zapytał sam siebie
serce jego odrzekło że nie wie
(Poezje, s. 59)
Człowiek przedstawiony w tej poezji doskonale wie, że istnieją pytania beznadziejne, to znaczy takie, na które nie ma odpowiedzi. Ale wie on także i to, że nie można tych pytań nie stawiać, gdyż są fundamentalne i jako takie wyznaczają naturę człowieka, będąc jednocześnie jej wyrazem. Dzięki nim staje on twarzą w twarz z Tajemnicą:
nazbyt wiele pytasz
lecz jakże nie pytać gdy nocą drzewa szumią
tuż za moim oknem
a księżyc łzawy toczy się leniwie
nad ospałą rzeką w której
teraźniejszość przeszłość i przyszłość
łączą się w jedno
(Poezje, s. 83)
Człowiek zatem to nieszczęśliwa istota, bo nie pogodzona ze swoim losem, nie uznająca aktualnego stanu swego bytu. Ale nie rezygnująca także z wszelkiej nadziei. Raczej trwająca w zawieszeniu pomiędzy całkowitą klęską i ostatecznym zwycięstwem. Mamy w tej poezji pośród licznych jej utworów wypowiedzi zarówno wyrażające poczucie eschatologicznej klęski jak i przeczucie zwycięstwa. Oto wizja nieodwracalnej zagłady świata:
umarły kwiaty na dnie oceanu
runęły słupy niebiańskie
słońce zniknęło na zawsze
i ciemność wieczna
ogarnęła ludzi
(Rzeczywiste i Nierzeczywiste, s. 74)
Ale w innym miejscu czytamy słowa wielkiej eschatologicznej nadziei w stylu znów apokaliptycznym. I choć nie muszą to być słowa płynące ze szczerej wiary religijnej, to możemy je przyjąć przynajmniej jako słowa zrodzone z poetycko-religijnego marzenia. Jeżeli szczęście, czyli zbawienie, nie przychodzi do nas teraz, gdy istniejemy historycznie, to niechaj je zastąpi wizja szczęścia poza i ponad historią – w Eschatonie. Tę zaś wizję może nam postawić przed oczami wyobraźni poezja i siła jej sprawczego słowa. I oto w jej słowach znowu czytamy o „nowej ziemi” i „nowym niebie”, ale już nie jako mirażu, za którym goni ludzka nadzieja, ale jako o rzeczywistości spełnionej, to znaczy wieńczącej koniec historii, koniec czasu i jego destrukcyjnej mocy, której owocem była śmierć. Przytoczony niżej fragment jest udaną poetycko parafrazą zarówno przesłania starotestamentowego (Iz. 65,25), jak i nowotestamentowego (Ap. 21, 1-8):
nowa ziemia
i nowe niebo
miasto wolne od ciemności nocy
wiecznie oświetlone chwałą Boga
z rzeką pełną wody życia
i drzewem życia
eliksirem nieśmiertelności
miasto w którym nigdy nie zawita
śmierć
nie narodzi się smutek
ani nie popłynie łza
bo zło wraz z pierwszą ziemią
i pierwszym niebem przeminęło
bezpowrotnie
(Rzeczywiste i Nierzeczywiste, s. 91)
To, że przytoczona wizja eschatologicznego szczęścia jest tylko poetycką parafrazą przesłania biblijnego, a nie wyznaniem wiary, świadczy może fragment z innego wiersza, w którym wyrażona jest obawa, że może to wszystko, co jest nam obiecane w Eschatonie, nie będzie nigdy miało realnego bytu. Bo wszystko to „zaczyna się i kończy w nicości”. Ale jest to tylko obawa a nie pewność. Do nihilizmu mimo wszystko tutaj daleko. Zwłaszcza, że jakby mimochodem wyrażona tu została pochwała ziemi i nieba wraz ze wszystkim, co stanowi o ich pięknie, a zarazem jest przedmiotem miłości człowieka – syna kosmosu. Czytamy:
Zielona Taro powiedz mi tylko
czy tam gdzie wirują gwiazdy
są także motyle
czy szumią drzewa tańcząc w uniesieniu
a woda płacze nocami w strumieniu

nie mów mi tylko że tam
gdzie niekończące się pola granatów
niczego poza nimi nie ma
i że wszystko zaczyna się i kończy
w nicości
(Poezje, s. 44)
Podsumowując refleksje wokół pytania: kim jest człowiek i jakie jest jego miejsce w obszarze wszechrzeczy, należałoby powiedzieć, że w poezji Joanny Krupińskiej-Trzebiatowskiej człowiek jawi się jako jestestwo zawieszone między bytem a nicością, ani dostatecznie osadzone w istnieniu, ani całkowicie go pozbawione. Jego cechą jednak istotną jest nie tyle przebywanie w obszarze tego zawieszenia, ile wyrywanie się z tej strefy ontycznego zagrożenia do stanu bycia ku zbawieniu. A zatem dalecy jesteśmy od Heideggerowskiego „bycia ku śmierci”, bo aż na antypodach tej w istocie nihilistycznej egzystencjalnej formuły i związanej z nią postawy.
Tak można by najogólniej scharakteryzować los człowieka pośród losu świata. Ale pozostaje jeszcze do określenia widzenie i pojmowanie Boga jako stwórcy świata i człowieka. Relacje miedzy Bogiem a człowiekiem nie są tu ani proste, ani oczywiste. Cechują się rozlicznymi napięciami. Człowiek w tej poezji ma wobec Boga postawę wyłącznie roszczeniową. Nie jest on Bogu niczego winien, nawet wdzięczności za dar życia, bo życie przecież nie jest domeną szczęścia, lecz raczej pasmem udręki. Oto pięknie wyrażona, choć mało dla Boga przyjemna ironicznie nacechowana pretensja:
doskonalisz nasze dusze cierpieniem
jak rzeźbiarz posąg dłutem
zapominając że nie jesteśmy z kamienia
(Poezje, s. 57)
Wypowiedź ta dezawuuje chrześcijańską teologię krzyża i cierpienia jako siły ekspiacyjnej. Dezawuuje więc zbawczy akt Chrystusa cierpiącego, poddaje w wątpliwość jeden z podstawowych filarów chrześcijańskiej wiary.
W jednym z wierszy przedstawiona jest kosmiczna wizja walki „na śmierć i życie” dwóch bóstw, czy duchów – dobra i zła. To wyraźne nawiązanie do dualizmu staroperskiego, czy manichejskiego połączonego z ideą monoteistyczną:
Stoją naprzeciwko siebie
Hermanubis – geniusz dobra
I Tyfon – geniusz zła
Sposobią się do walki na śmierć i życie
Stwórca przygląda się
Milczy
Gwiazdy zasłoniły oczy
Niebo pokryło wszystko całunem chmur
Zapanowała martwa cisza
(W jedną stronę bez prawa powrotu, s. 35)
Przedstawiony tu obraz nie pozostawia złudzeń co do pojmowania Boga jako stróża porządku moralnego we wszechświecie. Los świata jest mu obojętny, przygląda mu się niczym widz w teatrze. Nie unicestwia zła, a więc je dopuszcza, bądź jest wobec niego bezsilny. Nawet gwiazdy wydają się bardziej na zło wrażliwe niż On, bo przynajmniej nie chcą widzieć dziejącego się w świecie zła – zasłaniają oczy. Podobnie też zachowuje się niebo, pokrywając chmurami widok krwawej wojny.
Jednakże nie traktujmy słów w poetyckich wypowiedziach tak, jakby to były słowa wyjęte z traktatu filozoficznego. Niekiedy poeta urzeczony urodą wizji, która mu się nasuwa, a czasem samym tylko brzmieniem zestawionych wyrażeń lub wywołanych przez nie niezamierzonych znaczeń idzie tam, gdzie prowadzą go słowa i tworzone przez nie obrazy, choćby efekt, który się pojawia w wyniku ich aktywności, nie był tym, który był sobie uprzednio założył. I chyba tak jest u Joanny Krupińskiej-Trzebiatowskiej. Wahając się między pojmowaniem Boga jako miłosiernego lub jako obojętnego, wybiera, jak się zdaje, tego pierwszego. Mogą  o tym świadczyć niektóre inne wypowiedzi. Przytoczmy je:
Patrzę w słońce
i pytam dla kogo świeci
Panu Bogu rozjaśniam mrok
odpowiada
Panu Bogu słońce niepotrzebne
skoro jest światłością
Ale jak bez Boga i bez słońca
wyglądałby świat
(Poezje, s. 35)
Więc jednak świat potrzebuje Boga. Taką myśl zawiera też inny fragment, w którym dwuznaczność oceny Boga przechyla się mimo wszystko na Jego stronę. Bo oto niczym nie powstrzymane morze zła, jakie pociągają za sobą wojny, wskazuje wprawdzie, że „Bóg postanowił nie mieszać się w ludzkie sprawy”. Dodaje jednak poetka:
Gorzej jeśli zamierza popełnić
razem z całym światem
samobójstwo (/??????????///)
W takiej postawie wobec Boga ujawnia się charakterystyczna dla współczesnego człowieka podstawowa sytuacja światopoglądowa i egzystencjalna – poczucie niewystarczalności przesłania eschatologicznego, jakie daje od wieków chrześcijaństwo, a zarazem całkowita bezradność wobec swego losu, którego nie są już w stanie określić i – przede wszystkim – usensowić żadne inne systemy idei i wiar. Wiara w Boga (chrześcijańskiego)wydaje się teraz tyleż konieczna, co niemożliwa. Stąd widzimy u naszej poetki próby poszukiwań rozwiązania podstawowej zagadki swojego losu w religiach Wschodu; gdziekolwiek zresztą, dokąd ją zawiedzie wyobraźnia wzbudzona intuicją i (czy pogłębioną?) erudycją, bo spotykamy w jej wierszach i ślady refleksji z aluzjami do starożytnych kultur Egiptu, Mezopotamii czy Indii. Ten synkretyzm wyciska też pewne piętno na wizji i rozumieniu Boga, jakie czytamy w tym oto wyznaniu najbardziej chyba ze wszystkich wyraźnym i bezpośrednim:
Kim jesteś Panie (…)
jesteś światłem na niebie
i w duszy mej płoniesz
jesteś mądrością mędrców
i miłością w sercu
ziemią i oceanem
światłem i księżycem
wszystkim co stworzyłeś
i co myślisz zniszczyć
(Rzeczywiste i Nierzeczywiste, s. 63)
Jeśli jednak uwzględnić współczynnik poetyckości języka tej wypowiedzi, to można uznać ją za niesprzeczną w swym ogólnym znaczeniu z chrześcijańską wizją Boga.
Powyższe rozważania nad fragmentami poezji Joanny Krupińskiej-Trzebiatowskiej, które określiliśmy tutaj „momentami metafizycznymi” (analogicznie do „momentów muzycznych” Franciszka Schuberta – Musikalische Momenten) , dotyczą w oczywisty sposób warstwy znaczeniowej tej poezji. Nie dotykają natomiast jej problematyki formalnej i artystycznej. Można przypuszczać, że ocena tej poezji jako sztuki słowa nie zawsze wypadłaby tak imponująco, jak imponująco prezentuje się przedstawiona w formie interpretacji jej problematyka. Ta ostatnia bowiem dotyczy spraw dla człowieka najwyższych określanych właśnie jako metafizyczne. Daliśmy tutaj próbę lektury egzystencjalnej tej liryki. Jeśli przy tym nie popełniliśmy grzechu nadinterpretacji, a wyniki tej lektury są trafne, to pośrednio można by wnosić również o wartości artystycznej tej poezji, a przynajmniej przytaczanych jej fragmentów. Te bowiem zawierają nie tylko ważkie myśli, lecz również odznaczają się niekiedy niekwestionowanym pięknem – zwłaszcza pięknem wyobraźni.
Na zakończenie niech zostanie przytoczone, już bez komentarza, kilka urywków nie cytowanych dotąd w naszym tekście, a posiadających urok świeżości. Potwierdzają one dar obrazowania, w którym łączy się w harmonijną jedność pierwiastek wyobraźniowy i niebanalne znaczenie.

Joanna Krupińska-Trzebiatowska – obrazy poetyckie

Czarny ptak
Rozpostarł skrzydła do lotu
Nie wzbił się w górę
Lecz zastygł w bezruchu
(W jedną…, s. 51)

tylko serce ciąży niczym wielki kamień
zatopiony pośrodku jeziora tam
gdzie ktoś czekając woła
z mgłą ponad wodą się unosząc
gdy wolno jutrzenki wóz z oparów się wynurza
(Poezje, s. 16)
powiedz mojej matce
że spotkamy się
przy gwiezdnym jeziorze
kiedy przybędę z pochodnią w dłoni
ranną zapalając zorzę
(Rzecz. i Nierzecz., s. 86)

a oto kolejny mirage
w stronę sięgających nieba szczytów posuwa się
jak widmo
słoneczna barka z ciałem faraona
rzeką
lądem
błękitem
(Rzecz. i Nierzecz., s. 98)

słyszę siedem przestróg
I siedem gwiazd zapala się na niebie
Gwiazdy gasną pogrążając się w żałobie
Kosmiczny pył zaciera ślady naszych stóp
(Trickster, s. 33)

Para łabędzi ciągnie żałobną łódź
Pod czarnymi żaglami zwątpienia
W okołoziemską przestrzeń
(Trickster, s. 69)

Dusza jest ptakiem który odlatuje
ptaku mej duszy poczekaj
(Poezje, s. 50)




* J. Krupińska-Trzebiatowska, Rzeczywiste i Nierzeczywiste



Agata Hrycyk

PUSTE OBŁOKI JOANNY KRUPIŃSKIEJ-TRZEBIATOWSKIEJ

Prawda odbije się w twoich oczach/ dopiero kiedy… - o PUSTYCH OBŁOKACH Joanny
Krupińskiej - Trzebiatowskiej
Są tomiki poezji od początku do końca ułożone, wygładzone, ładne, ale przeciętne.
Miło przeczytać, lecz się o nich zapomina. Są też tomiki, gdzie nie wszystko jest w punkt,
gdzie bywa chaotycznie, gęsto - za to pulsuje w nich żywioł oraz swobodna ekspresja, co
czyni je niezwykłymi i magnetycznymi.
Jedną z takich książek poetyckich są PUSTE OBŁOKI (2016) Joanny Krupińskiej -
Trzebiatowskiej. Można polemizować z tym tytułem, ponieważ w książce aż kipi od treści,
nawiązań kulturowych i form wyrazu poetyckiego. Nie mniej jednak ta pustość pojawia się
nieco głębiej.
Autorka to dojrzała kobieta, była pani prezes Krakowskiego Oddziału Związku
Literatów Polskich, animatorka kultury. Autorka wielu tomików m.in. Rzeczywiste i
nierzeczywiste (2001), Taniec śmierci (2010) czy Trickster (2013). Sięgając po jej poezję,
można zauważyć spore doświadczenie pisarskie oraz elementy, tworzące jej indywidualny
styl, o czym później.
Patrząc globalnie na książkę, mogę powiedzieć, że jest bardzo różnorodna,obszerna,
lecz na szczęście - nie przytłaczająca. Wielu z nas zna kogoś, kto potrafi tak kwieciście i
szeroko opowiadać na dany temat, że aż zasypiamy ze znużenia. Sam fakt przedstawienia tak
szerokiej treści filozoficznej, kulturowej, egzystencjalnej bez efektu stracha na wróble,
zasługuje na uwagę. Z pewnością autorce udaje się to poprzez dobry balans nastroju, a także
możliwie prosty, konkretny język.
Bardzo trudno ująć w kilku zdaniach, o czym są PUSTE OBŁOKI. Z pewnością
poruszają całą gamę tajemnic, które od zawsze towarzyszą ludziom. Starają się też
zobrazować, co dzieje się z człowiekiem, gdy przeżywa rozmaite emocje. To tomik o
empatii, szukaniu przyczyn zła, o próbie rozświetlenia duszy, w której panuje mrok/jak na
dnie oceanu. Można poczuć się nieco przygnębionym, poznając tą tematykę. Muszę jednak
wspomnieć, że same utwory raczej nie mają na celu zasmucać. Na pierwszy plan wysuwa się
ich głębia, bogactwo emocjonalne, a nie powaga. W moim odczuciu są bardzo szczere,
poruszające, a nawet szokujące.
Warto odsłonić teraz kilka kart tomiku PUSTE OBŁOKI. Od strony technicznej
utwory są oszczędne w stosowaniu znaków interpunkcyjnych, a wielkie litery występujątylko przy nazwach własnych, nazwiskach, punktach geograficznych itp. Mamy też do
czynienia z wierszem wolnym i często - białym. Często pojawiają się też proste konstrukcje
wersów i zdania eliptyczne. Taka formuła nadaje współczesny rys oraz komunikatywność
wierszom. Interesującym zabiegiem stylistycznym jest wdrożenie w kilku miejscach
nawiązań matematycznych (ten który wytyczył granice/dwóch światów(...)/liczbą złotego
podziału - z wiersza Ten który się oddalił, czy: liczby pierwsze dzielą się przez siebie/ale nie
przez 777/a było przecież siedem niebios - z wiersza Zaklinanie). Są to metafory, których nie
spotyka się często.
Wielokrotnie przewija się motyw kontrastów między piekłem a niebem. Dodatkowo
te dwa bieguny bywają zmieszane (światem rządzi Asmodeusz/w sutannę przebrany - z
wiersza bez tytułu, czy: nawet tu w Weronie/choć to miasto zakochanych/powracają echem
jęki Katarów/wydanych (...)płomieniom na żer - z wiersza Miłość i śmierć). Autorka
wskazuje na to, że życie i cywilizacja jest właśnie taką wybuchową mieszanką dobra i zła.
Człowiek czuje się zagubiony, nie mogąc odseparować od siebie tych pojęć i oprzeć się na
czymś czystym i klarownym.
Jednak całe życie wyglądamy za jakimś ukojeniem, spokojem, a nasze poszukiwania
zaczęły być globalne (powszechne podróże, mieszanie się wyznań i kultur). Tu właśnie
wnikliwa obserwacja Krupińskiej - Trzebiatowskiej rysuje się w tym, że w jej wierszach
pojawiają się elementy wielu różnych wierzeń i filozofii (m.in. starogreckich, Azteckich,
buddyjskich, muzułmańskich i chrześcijańskich). Człowiek wybiera z nich to, co mu
odpowiada i liczy na spełnienie duchowe, jednak, jeśli zawsze jest o krok od rzeczy poznania
(jak pisze autorka), to wciąż pozostaje nienasycony. Żyje trochę tak, jakby był Syzyfem.
Sporo miejsca w tomiku autorka poświęciła pojęciu samsary - czyli kołu cierpienia i
pragnienia, a także kołu życia. Koła te nieustannie się kręcą, a my czasem chcielibyśmy
wyrwać się z nich i wystrzelić prosto jak satelita, który nagle stracił planetę, trzymającą jego
ruch w kole (czasem mówimy też w kieracie). Czy w ogóle możemy być w pełni wolni?
Klasyczne pytanie, na które próbuje odpowiedzieć tomik PUSTE OBŁOKI, to to o
sens zmagania się z życiem, skoro ledwie narodziwszy się/odpływamy w nicość? Już wielu
poetów szukało odpowiedzi - chociażby Leopold Staff w wierszu Kochać i tracić…
Zbiegać za jednym klejnotem pustynie,
Iść w toń za perłą o cudu urodzie,
Ażeby po nas zostały jedynie
Ślady na piasku i kręgi na wodzie.

PUSTE OBŁOKI nie są lekką nastrojowo lekturą, a raczej burzą, przetykaną
ładniejszą pogodą. Joanna Krupińska - Trzebiatowska posługuje się bardzo intensywnymi
środkami wyrazu, obrazami, które potrafią zmrozić krew w żyłach. Nie brakuje utworów
turpistycznych oraz makabrycznych. Widać, że zabiegi te są wynikiem silnych emocji,
skutecznie przelanych na papier. Można dostać gęsiej skórki, czytając w wierszach bez
tytułu: wyrwane żywcem z piersi/bijące jeszcze serca na ołtarzu Teotihuacan czy: inaczej ród
wyginie/kocie dzieci w worku zginą/wyrzucone(...)do rzeki. Dla mnie takie obrazy stanowią
wyraz odwagi w wyrazie poetyckim.
Moją uwagę przykuło to, że, choć wiele utworów jest obszernych, są wciągające i
dobrze napisane. Szczególny dla mnie jest utwór pt. Zaklinanie - odznacza się zawiłością i
objętością, lecz zapada w pamięć. Oto jego fragmenty:
życie zaprogramowane
przez setki możliwych kombinacji zdarzeń
przynosi złudne poczucie wolności
otacza nas maya
(...)
coraz cichszy twój głos
(...)
zostaw nas
opuść naszą planetę
jest wiele innych miejsc
do zasiedlenia we wszechświecie
(...)
rasa ludzka (...)
zepsute ziarno z którego nie wykiełkuje zboże
(...)
zobacz w nas małą choćby cząstkę
własnego jestestwa
i uwolnij

Dla mnie jest to jeden z kluczowych utworów dla tomiku, ukazujący ogrom emocji
oraz cechy stylu pisania autorki. Obrazy są bogate, namacalne, dosłownie zatrzymują w
miejscu. Maya to ułuda zasłaniająca rzeczywistość. Być może to tytułowe obłoki?
Dodatkowo Krupińska - Trzebiatowska sprawnie operuje również utworami krótkimi.
Dla przykładu wiersz bez tytułu:
droga
do wolności
zawsze tylko jedna
prawda
przybita do krzyża
krzyczy
choć to prawda zabita
Pojawiaja się tu niezwykle zgrabna gra słów, poza tym, mimo wprowadzenia słowa
krzyż, nie jest to agitacja religijna, a przynajmniej udało się jej uniknąć w odbiorze wiersza.
Można szeroko go interpretować.
Pustka w świetle tego tomiku to wszystko to, co nieznane, co umyka naszemu
rozumowi, zmysłom. Pustkowie panuje także w kosmosie, gdzie wielu z nas czuje się
samotnie.
Obiektywność nie pozwala mi wspomnieć o pewnym mankamentach tej książki.
Pewne utwory są nieco chaotyczne i tłumne - przez nagromadzenie dużej liczby symboli (np.
wiersz Rytuał). Mogą być uznane za kakofoniczne bądź przekombinowane. Lecz czy właśnie
tak nie wygląda życie? Piękno mieszające się z brzydotą, sacrum z profanum, bogowie z
ludźmi, chaos i wielogłos ?
Poza tym rzadko się zdarza, aby wiersz był za krótki. Dużo częściej bywa za długi,
przegadany. Jednak w utworze Déjà vu odniosłam wrażenie, że autorka zastosowała spore
skróty myślowe i zbyt dużo treści jest w domyśle. Nie mogłam wczuć się w ten wiersz,
zgubiłam się. Warto rozróżniać minimalizm od szkicowania w pisaniu.
Komu ewentualnie nie przypadłby do gustu ten tomik? Osobom, szukającym w poezji
uśmiechu, jasności i ulotności. Mimo, że te wiersze są napisane lekko i z wyczuciem, niosą
sporo trudnych refleksji, na które trzeba być gotowym. W PUSTYCH OBŁOKACH jest
miejsce na dobro, miłość, lecz nie jest to podane frontalnie. Jeszcze raz podkreślam - nie
należy mylić powagi z głębią. Poważne wiersze bywają usztywnione, jakby połknęły kij.
Głębokie wiersze, jak w niniejszym tomiku, są wielowymiarowe, giętkie, żywiołowe i dają
się poczuć.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

początek nowej powieści PROKURATOR ALEKS

*** Aleks nadal jeszcze przebywał w pracy. Był to kolejny dzień a raczej wieczór forsownych przesłuchań w śledztwie, które prowadził już od wielu miesięcy. sprawa ta była dla niego czymś bardzo osobistym, najpoważniejszą jaką dotąd prowadził i chwilami przerażała go myśl, że tak wiele jest jeszcze do zrobienia. Pokój w komendzie pełen był dymu papierosowego i młody prokurator czuł że pieką go oczy. - Chciałby pan coś jeszcze powiedzieć?- zwrócił się do mężczyzny, którego przesłuchiwał od kilku godzin-w takim razie proszę przeczytać protokół i podpisać. - Nastaw wodę na kawę i  sprowadź  pana Leszka do aresztów -powiedział do siedzącego naprzeciwko porucznika. Kiedy został sam w pokoju otworzył szeroko okno i zamyślił się. Nie był już w stanie myśleć nad tym, co robił od wielu godzin, a po głowie zaczęły przesuwać mu się myśli, które od jakiegoś czasu go pochłaniały. Czy chciał, czy nie chciał, wypełzały z ukrycia. Czuł że nie jest zadowolony z tego co dotąd osiągnął w życiu i jak je so

ZDRADA (Fragment)

************ ZDRADA autor: Joanna Krupińska-Trzebiatowska (fragment niepublikowanej powieści) Lwów na przełomie wieków upodabniał się do Wiednia. Obok starego, historycznego śródmieścia z trzema katedrami – rzymskokatolicką, grekokatolicką i ormiańską – wyrastały imponujących rozmiarów budynki publiczne, a nowoczesną neogotycką architekturę reprezentowały gmachy Uniwersytetu Jana Kazimierza, Politechniki oraz Sejmu Krajowego. W 1870 roku, po przekształceniu się Austrii w dualistyczną monarchię Austro-Węgierską, przyznano miastu autonomię, dzięki czemu stało się wnet oazą polskości. Na placu Mariackim pojawił się pomnik Adama Mickiewicza a w eleganckich kawiarniach mówiono i śpiewano po polsku. Rozprawiano też o przyczynach upadku Rzeczypospolitej. To był temat wiodący, a najwięcej rzecz jasna mieli do powiedzenia historycy skupieni wokół hrabiego profesora Stanisława Tarnowskiego, z którym w serdecznych stosunkach pozostawała Katarzyna Glińska. Katarzyna Glińska wydawała wystawne prz